DRZAZGI MOJEGO ŻYCIA

Moje zdjęcie
Una ciocca ormai grigia, una bandana pazza al vento, in testa le meraviglie del mondo, nel cuore l’incanto. Senza valige ne soldi le follie della vita rincorre. Dietro le spalle il nulla, luce all’ orizzonte, intorno l’universo.

9.12.2011

W symbiozie

Sypał gęsty śnieg cały świat przesłaniając, ulice pokryły się bielą. Miasto ginęło w oślepiającym tumanie zamieci, a rozjuszony wicher skowyczał nieprzerwanie, mierzwiąc  wściekle smoliste wstęgi dymów.  Rozeźlony mróz kąsał złośliwie, sine kałuże lodem skuwając.

Wałęsał się  w tej zawiei  od kilku dni i rozpaczliwie szukał miejsca, w którym mógłby się schronić.
Ten opustoszały   budynek wydawał mu się bezpieczny. Osłabiony z głodu, resztkami sił zaciągnął się aż do zdrętwiałych suteren,  znalazł w głębi ślad jakiegoś łacha i trzeba było tylko chwili, by zapadł w głuchy sen.
Nad ranem,  stężały z zimna, nie był w stanie się ruszyć.  Zdał sobie sprawę,  iż znajduje  się na granicy  śmierci  i  w oczekiwaniu na pewny  koniec,  powoli przymknął powieki.
Zbudził go nagły przypływ letniego powietrza.
W tych ziejących  mrokiem czeluściach i omdlałej ciszy, trwał uporczywie aż do odzyskania niezbędnych sił.  Zdawał się być odpornym na wszystko. Niezniszczalny. Wieczny niby miasto, które go otaczało...
By ugasić pragnienie, lizał cienką stróżkę wody spływającą wzdłuż ściany, czasem udawało mu się upolować mysz lub na wpół  zamarzniętego ptaka. 
Nadszedł jednak moment, w którym to postanowił wrócić do pełni życia. Spowodował to  może  woniejący orgią zapachów  powiew wilgotnej wiosny, może potwornie  doskwierający mu  głód.
Nieśmiało wyjrzał na świat. 
Rozżarzone słońce czerwieniło się ogromnym kręgiem i wisiało nieruchomo nad bordową  linią dachów, a dalekie wierchy gorzały płomieniami. Tumany szarej kurzawy unosiły się nad asfaltem,  pobliskie krzewy zatapiając.
Wszystko raziło jego zmysły. 
Krwawe łuny oślepiały go całkowicie,  najdrobniejszy  pył  drażnił płuca,  najdelikatniejsze zapachy dusiły.
Nie mniej, tego popołudnia opuścił swe schronisko na zawsze.
Wlokąc się wzdłuż ceglanych murów miasta, poczuł raptem paniczny strach.  Podświadomie zdał sobie sprawę, iż jego woń jest  odmienna. Przedtem,  mamunia spryskiwała go przed wyjściem jakimiś cuchnącymi pachnidłami,  teraz jednak nie emanował żadnym ludzkim odorem. 
Czuł się nieswojo wśród tych, przesuwających się  śpiesznie, zapotniałych smug . Nie miał też na sobie ani obroży, ani smyczy, nigdy dotąd nie chodził sam po mieście. Nie wiedział też,  co ma z sobą zrobić, dokąd pójść. Do domu nie chciał wrócić w obawie przed ewentualnym schwytaniem. Czatowali tam  na niego ci niesympatyczni ludzie,  których woń zalatywała miejscem wzbudzającym strach.  Tutaj właśnie go kłuli, wsadzali coś w uszy i pod ogon. Poza tym, dom bez  mamuni nie miał już dla niego żadnego sensu. Kiedy ją wynosili taką nieruchomą, bez czucia, nie biegł za nią. To ciało pozbawione  tego jedynego w świecie, ukochanego zapachu, nic już dla niego nie znaczyło.
Z czasów, które wspólnie przeżyli pozostały tylko wspomnienia.
Wreszcie zapadła noc, żaden ludzki zapach czy huk samochodów nie zakłócały spokoju. Postępował  ostrożnie i nieufnie.  Nie był przyzwyczajony do wolności i z przyjemnością rozkoszował się teraz swoim miastem.
Od tej pory spędzał czas na na włóczędze i w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Nie musiał widzieć by dotrzeć  tam, gdzie było to niezbędne. Z nosem przy ziemi, z radosnym skowytem  posuwał  się pośród ciemnych zaułków usianych  gołębimi odchodami, z rozkoszą odurzał się oparami  ludzkiego kału ziejącego z kanałów, a zaciszne podwórka podniecały  go  aromatem sosów czy zasmażek. Poganiał i tarmosił grube koty, by wyjadać im z misek jakieś resztki.
Z mamunią, mógł tylko w przelocie wąchać te wszystkie cudowności i  aż ciekła mu piana z pyska,  kiedy niuchał je wtedy z daleka. Było mu również surowo zabronione podnosić nogę.
Teraz, z lubością analizował  ślady uryny na rogach,  nie omieszając  i on   znaczyć z dumą swojego terenu. 

Nadeszły letnie upały. Rozprażone ulice buchały słodkawą wonią szczurzych i psich ekskrementów, nie brakowało też i gustownych aromatów pochodzących z pojemników na śmieci. Delektował się  porozrzucanymi obok, zawrotnie   kuszącymi odpadkami, wygrzebywał spod roju much resztki klusek, trzewia ryb, czasem zdarzała mu się jakaś kostka. Nigdy w życiu nie kosztował podobnych luksusów.

Pewnego ranka wiatr przyniósł mu  coś cudownie swojskiego, coś co kiedyś uwielbiał. Rozdął nozdrza,  węszył rozpaczliwie dookoła, lecz nie był w stanie  ustalić, z której strony dochodzi ten ślad.  Aby go nie utracić, podążał za nim desperacko, rzucił się   na oślep w tłum  i między  samochody. Gryzące płuca spaliny  dawały mu pewność, że trop był słuszny.
To cudowne miejsce mamunia nazywała  „rynkiem”.  Bywali tam często i uwiązany na zapleczu,  za każdym razem nurzał się w  tej  zawrotniej symfonii wykwintnych zapachów.
Teraz dopadły go one ponownie, z tą samą siłą co niegdyś. To samo nieustające szuranie stóp przesuwało się po bruku, ta sama paplanina przerywana krzykiem i wybuchami śmiechu rozbrzmiewała mu w uszach. 
Upojony szczęściem, czuł się jak syn, który przyszedł w odwiedziny do swojej ukochanej mamuni.
Teraz,  te leżące pod straganami rarytasy nareszcie były jego.
Cierpliwie czatował na  takie świetności jak tłuste obrzynki szynki, zeschłe skórki wędlin czy serów. Rzucane w pośpiechu przez kupców, łapczywie chwytał je w locie i uparcie czekał na następne.
Dybał też na  smakowite kawałki, czarnej od zakrzepłej krwi padliny i surowe kości.
Nie brakowało zgniłych odpadów warzyw i owoców, lecz zgłodniały, nie pogardzał jakąś marchewką czy jeszcze świeżą śliwką.
Wówczas nie mógł się  przybliżać do tych wszystkich frykasów,  teraz stawały się one źródłem jego pożywienia.
Podczas tych bankietów  musiał jednak uważać, by nie wzięto go za bezpańskiego psa. Raczono go  wówczas kopniakiem  lub bezlitośnie przeganiano.
Przybity, szukał wtedy schronienia w pobliskim parku. Pojął bardzo szybko, iż najpewniejszym sposobem aby być pozostawionym w spokoju, było udawać, iż przynależy do kogoś.
Wybrał więc sobie „kogoś”, kto od razu wzbudził jego zaufanie; siadywał zawsze na tej samej, zacisznej ławce, nigdy nie krzyczał a  jego ubranie było nasiąknięte zapachami z  kuchni.
Podchodził go więc od tyłu i  czołgając się powoli zza krzaków, bezgłośnie układał u  stóp i ufnie zasypiał.
Pewnego razu  coś powaliło się na niego. Przygnieciony ciężarem swego domniemanego pana, który to niebacznie  potknął się o jego wyciągnięte łapy, czuł się całkowicie obezwładniony.
Przerażony, szukał  w jego spojrzeniu oznaków gniewu, lecz zamiast oczu widniały jedynie dwie nieruchome szparki.  Zaciekawiony, zaczął je obwąchiwać i w tym momencie wydarzyło się coś bardzo dziwnego. On też  był obwąchiwany. Poczuł na sobie delikatne dłonie i pieszczoty kojące przemożny strach a łagodny szept, niby opadające liście szemrał w ciszy mroków. Te tkliwe frazy, niczym słodka muzyka  grały i wypełniały go  szczęściem, którego to niegdyś ze swą ukochaną mamunią doznawał.
Od tego momentu stali się nierozłączni.



Na ulicach miasta pojawia się nieraz dziwna para, duży pies i ślepiec, dwie dusze zespolone w jedną cudowną całość. Ich zapach  idealnie harmonizuje z wonią ulic, a kiedy to na swej ławeczce delektują się codzienną przekąską, ich spojrzenia zatopione są we wspólnych pragnieniach...
                                                                
                                                                                               Daniela Karewicz

28.11.2011

W pajęczej sieci


- Czy pani wie, że nitka pajęcza jest mocniejsza od stali? - pytało dziewczę, rozciągając na dłoni gęsto utkaną sieć pajęczyny.
Próbowała wytrzymałość srebrzystej przędzy okupującej ciemny kąt antycznej ruiny i przypatrywała mi się ciekawie.
Obserwując statuę nagiej kobiety w sali muzealnej, dziewczę skonstatowało, iż jest obrzydliwa a obelisk, który wykańczał na dziedzińcu znany rzeźbiarz, bez żadnej wartości.
- Nie wymądrzaj się - rzuciła za nią intelektualna matka, która czujnie śledziła komentarze swej genialnej córki.
Genialna córka zasypywała mnie tysiącami szczegółów z każdej możliwej dziedziny i w ciągu pierwszych 15- tu minut naszej znajomości, miałam przygotowaną długą listę współczesnych autorów, których to powinnam koniecznie przeczytać.
Brakowało mnie w Polsce od trzydziestu lat i łaknęłam wszelkich aktualności. Podobne umysły, na dodatek prosto z kraju, bardzo mnie pociągały. Byliśmy na zorganizowanej wycieczce po Francji, gdzie z powodu jakiegoś zlotu spotkało się tam kilka narodowości. Tłumaczenia francuskie, angielskie, polskie czy inne dokonywało dziewczę, jako że znało biegle kilka języków i musiało być zawsze pierwsze we wszystkim. Ostentacyjne manifestowanie swojej erudycji, było dla niej normalne a surowe spojrzenie ojca wypychało ją zawsze na pierwszy plan.
Obserwowałam ją i było mi jej trochę żal...niby ta ofiara w pajęczej sieci, omotana silniejszymi od stali nitkami, była niezdolna do jakiejkolwiek oporu. Powoli stawała się martwym odzwierciedleniem swoich super pedagogicznych rodziców o ciasnych poglądach moralnych. „Matka, ojciec, dzieci – rodzina”, był to jedyny model komórki społecznej, którą dopuszczali do swojej prowincjonalnej mentalności.
Fakt, że byłam po rozwodzie, nie miałam dzieci z własnego wyboru i tolerowałam wszelkie możliwe kombinacje współżycia między dorosłymi, było dla nich szokiem.
Homoseksualizm oczywiście był dla nich nie do przyjęcia.
Na zapytanie, co mówią sąsiedzi na moją aktualną relację bez ślubu, roześmiałam się ubawiona. Odpowiedziałam, że we Włoszech każdy robi co chce, bo o rozwody trudno a przede wszystkim rujnują finansowo rodzinę. Dodałam też, że moi sąsiedzi grzeszą bardziej ode mnie.
- Jak wyobrażasz sobie twoją starość – zagadnął prowokacyjnie ojciec genialnej córki i jeszcze dwóch innych swych córek, które to w wieku lat 22 miały już po dwa fakultety i żadnego narzeczonego.
Tłumiąc wściekłość, cicho i spokojnie odpowiedziałam, że zbieram troskliwie pastylki by, kiedy moje obrażone i skazane na pieluchy ciało będzie latami umierało w zapomnianym łóżku, móc połknąć je wszystkie na raz i zapić ćwiartką wódki.
Żachnął się ojciec gorąco i powołując na katechizm, surowo skrytykował moją arogancję wobec życia. Zeszłam na kompromis i zgodziłam się ewentualnie na dom starców. Zażartowałam, że moglibyśmy dzielić go razem, z tą jednak różnicą, że mój pobyt będzie finansowany przeze mnie a ich, przez dzieci, jeśli ich nie opuszczą. A opuszczą na pewno, bo nikt nie wytrzyma tej snobistycznej pajęczyny, którą tak obsesyjnie tkali wokół nich.
Słysząc to, genialna córka zagdakała, że za kilka miesięcy ukończy 18 lat i nikt nie będzie miał prawa zabraniać czy narzucać jej czegokolwiek. Ucieknie z kontestowanym przez rodziców chłopakiem, którego dopiero co poznała i który strasznie jej imponował.
Poznałam tego chłopaka i ja, wspaniałego sześciojęzycznego geya o otwartych poglądach i niesamowitej inteligencji. Rozmawialiśmy długo podczas wczorajszej gali a argumenty, które poruszaliśmy, były niezwykle poważne i głębokie. Miał zaledwie 18 lat, uczył się we Francji i oprócz ambitnych projektów na przyszłość umiał też śpiewać, grać na gitarze i organkach. Potrafił także śmiać się szczęśliwie. Intelektualnej matce się nie podobał, bo był brazylijczykiem a to przecież wiadomo jacy oni są! Napomknęła też sucho, że córka jest jej i nie mam prawa się wtrącać.
Miałam ochotę krzyczeć. Przypomniałam jej, co myśli się o Polakach za granicą i że dziewczę będzie skazane na staropanieństwo, jeśli nie nauczy jej, iż piersi służą nie tylko do karmienia.
Patrzyli na mnie sconsternowani a ja zapytałam, czy potrafią się uśmiechać.
Nie potrafili.
Zaproponowałam utrzymywać kontakt w przyszłości, choć głównie chodziło mi o córkę, ten wspaniały kwiat Europy, który z jednej strony mnie fascynował,  z drugiej przerażał.
Przy pożegnaniu, nietolerancyjny ojciec wyznał, iż pomimo dużego podziwu dla mojej przedsiębiorczości, absolutnie nie podziela moich poglądów na życie i bardzo obawia się o mój wpływ na córkę.
- Tylko jej nie zmieniaj - nakazywał zaniepokojony.
- Ona się nie da - odpowiedziałam.
- Da się, jeśli napotka autorytet -  stwierdził lakonicznie.


Autorytet napotyka się u mnie do dziś...wydobywanie ofiar z pajęczej sieci stało się dla mnie intrygującym zajęciem.
                                                                                                                                                                                                                  Daniela Karewicz

20.10.2011

Szymborska na śniadanie



Dzieliło nas  nie te dwa tysice zwariowanych kilometrów, lecz odmienna  mentalność i brak wspólnych zainteresowań.  
Witałam  w progu moich dostatnich krewnych, którzy to od naszego ostatniego spotkania poszerzyli się  obficie   o kilkaset kalori. 
Maria, tak jak ja polka z pochodzenia, jej dostojny belgijski mąż i ich 17-letnia dwujęzyczna córka, gościli się z hukiem po całym domu. 
Następny poranek powitał ich sutym śniadaniem. Zachwyceni, ponieważ udało mi się zastawić stół według ich wymagań, rozsiedli się żarłocznie przed talerzami.
Rytuał rozpoczynał się od egzaminowania jajek.
 - Nie są dostatecznie miękkie – skrytykowała mnie surowo kuzynka.
Kontynuowali z namaszczeniem i w nabożnym skupieniu  wychwytywali oczyma następne kęsy, które to natychmiast ginęły w bezdennych czeluściach ich fałd. Maria dokładała sobie coś bez przerwy i nie byłam w stanie uchwycić jej rysów ukrytych za górą wędlin, serów  czy przystawek kwitnących na jej talerzu.
Jej dostojny, belgijski mąż delektował się półtorakilową formę wymarzonego twarogu, po który to musiałam koniecznie pojechać o świcie do odległej owczarni.
-  Ten z supemakietu nie  jest tak dobry jak od owczarza -  twierdzili.
 Przekonywałam ich, że to taki sam twaróg, bo ten owczarz miał przecież koncesję na handel właśnie z tym markietem.
 Za  to  „bezczelne kłamstwo” zostałam zgromiona  zbulwersowanymi  spojrzenieniami  i prawie skazana na wyklęcie z rodziny.
Twaróg musiał być koniecznie prosto z owczarni!
Ceremonia śniadania toczyła się w absolutnej ciszy. Na moją propozycję  włączenia telewizora, aby obejrzeć dziennik,  zakrzyczano mnie gromko .
- Szkodzi na system trawienny - szepnęła mi  poufale Maria, delektując się drugim cappucino koniecznie z pianką.   
Pieczołowicie smarowane konfiturami bułeczki znikały tajemniczo, dwujęzyczna 17-letnia córka przymierzała się do szóstej, kalorycznie przygotowanej kanapki -  bo przecież dziecko jeszcze rośnie -  a ja parzyłam trzeci dzban tajlandzkiej herbaty.
                      Kiedy wróciłam do stołu, ledwie odnalazłam zagłuszony okruszynami skrawek obrusu, na którym gubił się mój chudy jogurt. Ich talerze  były  opustoszałe, lecz uśmiechały się jeszcze pómiski z krabami i muszelkami, pozostałość po wczorajszej kolacji.
 - Nie może to  stać w lodówce, zepsuje się - stwierdzono  zgodnym chórem.
- Słusznie - odpowiedziałam, przechwytując pośpiesznie ostatni koreczek z kawiorem.
                      Byłam w cudownym nastroju i  podczas krótkiej przerwy  w konsumpcji, dla urozmaicenia sytuacji   postanowiłam wtrącić coś dla uciechy umysłu. 
Było to  wielką gafą, ponieważ nie wiedziałam, że w mentalności moich gości,  podczas spożywania posiłków,  zabronione jest myślenie.
Nieświadoma konsekwencji lekceważenia tej reguły, zapytałam delikatnie, jako że półpolskie dziewczę chodziło do szkoły w Belgii, czy wiedzą o Szymborskiej i jej Noblu.
Nie wiedzieli.
Niefrasobliwie rozprawiałam dalej.  Paplałam z entuzjazmem, że na Światowy Dzień Poezji czytałam w teatrze jej wiersz w języku polskim, a koleżanka ten sam tekst  po włosku.  Zachęcona ciszą, źle zresztą przeze mnie zrozumianą, nieopatrznie zaczęłam go recytować.

Niektórzy -
czyli nie wszyscy.
Nawet nie wiekszość wszystkich ale mniejszość.
Nie liczac szkół, gdzie się musi,
i samych poetów,
bedzie tych osób chyba dwie na tysiąc.
Lubią -
ale lubi sie także rosół z makaronem,
lubi się komplementy i kolor niebieski,
lubi sie stary szalik,
lubi sie stawiać na swoim,
lubi sie głaskać psa.
Poezje -
tylko co to takiego poezja.
Niejedna chwiejna odpowiedź
na to pytanie już padła.
A ja nie wiem i nie wiem i trzymam sie tego jak zbawiennej poręczy.

Widząc ich dzielącymi się uwagami, byłam szczęśliwa, że sprawiłam im przyjemność.
Myliłam się.
Pełne niesmaku spojrzenia zmroziły moją śmieszną egzaltację i szybko sprowadziły do uwłaczającej  rzeczywistości.   
Wymieniano ciche komentarze,  tak, ale nie o Szymborskiej. Przedmiotem ich wielkiej troski był miód.
- Twardy i niedostatecznie świeży, powinnaś się tego wstydzić -  diagnozowała  Maria, wskazujęc pulchnym palcem na datę ważności. Poczułam się gorzej niż ten opisany przez Szymborską pies i w kwaśnym milczeniu, z pochyloną głową, kończyłam mój dietetyczny jogurt.
Skonsternowana, zastanawiałam się głęboko nad nimi i nad sobą.

Po tym nieszczęśliwym incydencie, wróciłam do prozy życia. Na obiad ugotowałam kociołek rosołu z makaronem, co stało się wydarzeniem dnia. Nawet wycieczka po centrum historycznym Florencji tak ich nie zauroczyła, jak mięsiwo z tej ”super” zupy.
Po biesiadnej kolacji polewanej obficie czerwonym toskańskim winem, obdarowałam ich tajlandzkimi szalikami i poprzez cały okres ich pobytu pozwalałam, aby robili co chcą i stawiali zawsze na swoim.
Pokochali mnie za to znowu, a szczególnie za niebieski album z regionalnymi przepisami kulinarnymi.
Tę, tak łakomie pielęgnowaną przeze mnie atmosferę, przesłonił jednak poważny szkopół. Rozpacz w rodzinie rosła z godziny na godzinę
Dziewczę,  ten 17-letni  kwiat Europy hodowany z tak wielkim nabożeństwem, cierpiało od kilku dni na poważny problem.  Zaparcie!
- Cierpi na zaparcie mózgu - wymknęło mi się nieopatrznie, a koszty tego mojego  faux pas   są teraz takie, że mnie nienawidzą.  Do końca moich dni!  

Żegnałam moich światowych gości sterroryzowana trzaskiem zamykanych waliz i gorliwym wypełnianiem podróżnej lodówki.
Na schodach,  między pośpiesznie rzucanymi  fałszywymi buziakami,   szukałam  chwiejnie zbawiennej poręczy.

Uczepiłam się jej kurczowo.

                                                                       Daniela Karewicz

 

21.09.2011

Mglista obsesja

  

 
Kocham mgłę.
Kochałem ją już w dzieciństwie, kiedy to bawiliśmy się razem w chowanego, kiedy  zaszywałem się w niej, gdy uciekałem z domu ze strachu przed karą, lub po prostu nie miałem ochoty nikogo widzieć.
Mgła nigdy mnie nie rozczarowała. Kryła mnie przed wszystkim, skutecznie potrafiła maskować moje mroczne myśli i  taić ciemną stronę mojego doskonałego Ja.  
Moim największym pragnieniem było  wedrzeć się w nią, spentetrować jej wnętrze.
Z biegiem czasu stało się to prawdziwą obsesją, polowałem na nią maniakalnie i śledziłem zachłannie każde jej posunięcie.
Za wszelką cenę chciałem dotrzeć do jej serca.

Niełatwo jest ująć mgłę.
Kiedy ją napotykam, zakradam się  do niej niepostrzeżenie w obawie, iż znowu mi się wymknie. Czasami wydaje mi się  ją dopaść. Spłoszona, kotłuje wtedy swą skłębioną bielą, wyślizguje się sprytnie z mych objęć, by filuternie kołować nad moją głową.
Z daleka wydaje się szczelnie otulać cały bezkres, ale kiedy nareszcie udaje mi się zanurzyć  w jej arkana, rozwiewa się trwożnie  w postrzępionej fantazji. Muska pośpiesznie  rozmyte kontury wypaczonch obazów, które po chwili wracają do swych banalnych kształtów.
Najłatwiej ją podejść, kiedy w chłodne świty rozpościera  swoją alabastrową płachtę nad niczym. Zbliżam się wolnym krokiem udając, że jej nie dostrzegłam, że jestem tu tylko po to, by obserwować grę świateł na jeszcze sinym niebie... zanurzam się więc powoli w jej nieprzenikiwość, wciągam głęboko złaknionymi nozdrzami , lecz rzednieje natychmiast pod moim roznamiętnionym oddechem, zamieniając się w nicość.   
Kiedy więc pewnego poranka nieoczekiwanie mnie atakuje,  rzucam się błyskawicznie tam, gdzie świat ledwie majaczy, tam gdzie staje się  bezkrwisty. Idę tam, gdzie coraz mniej jest widać i  w końcu docieram  gdzie nie ma niczego.
Przystaję.
Wsłuchuję  się w głuchą bojaźń, która podstępnie  wkrada się pod poławę mojej jaźni i oplata obślizgłymi mackami mą podświadomość. Wokół zaczynają majaczyć ukryte lęki. Monstrualne cienie wyginają się w obłudnym tańcu, perfidny szelest demaskuje najimtymniejsze  sekrety. Coś mierzwi włosy, liże policzki, zdziera ubranie. 
Stoję nieruchomo i bezsilny niepokój wciska się  w meandry moich myśli.

Raptem wstrząsa mną niezrozumiały  paroksyzmem trwogi.

Serce się zatrzymuje ... zaczyna drżeć w sercu mojej mgły.

Nie bronię się. Jestem szczęśliwy. Wiem, że nareszcie ją ująłem. Czuję ją, jestem w niej. Teraz ona mnie wabi, czaruje i zniewala.  Spowija moją wyobraźnię...

Nad migoczącą srebrem rosie
mgieł wilgotnych kłębowiska
w rytm
obłąkańczych tańców pląsają...
wchłanają się
zatapiają w niestnieniu
w zawrotnym spełnieniu łączą się na zawsze.

                                                                                Daniela Karewicz

30.08.2011

Anioł stróż - 1

Gdy długie wieczory wyją straszliwą nudą i od wielu dni jesteś pogrążona w ogłupiającym letargu, ogarnia cię nieokiełznana żądza popełnienia jakiegokolwiek  wariactwa.
Zagubiona w dziko rozrzuconej pościeli wpatrujesz się bezmyślnie w sufit a smętne mieszkanie z martwą ciszą dywanów i przerażającą pustką krzeseł doprowadza cię do obłędu. Sparaliżowana tym spokojnym koszmarem wstajesz, siadasz do komputera i  kiwasz się w  wegetatywnym otumanieniu wpatrzona w monitor.
Kiedy  na czacie pojawia się raptem przystojny amerykański oficer,  klikasz zachłannie OK.


    
„Hello my dear. Nazywam się David i pochodzę ze Stanów. Mam 51 lat, jestem wdowcem i prosiłbym cię abyś podała mi na swój adres e –mail, bo chciałbym wysłać ci moje zdjęcia i opowiedzieć coś więcej o sobie. Jestem żołnierzem.
Ślę ci setki aniołów aby nad tobą czuwały”.

Nareszcie coś się dzieje. Ekscytujący dreszcz przebiega ci  po plecach i o godzinie 00:45 ochoczo tłuczesz w klawiaturę. Wysyłasz typowy anons zawierający kilka informacji o sobie, zapraszasz żołnierzyka do kontynuowania korespondencji i kończysz amerykańskim „Niech Cię Bóg błogosławi.”

Nie upłynęła nawet godzina, kiedy pazernie wychwytujesz odpowiedź.

Goodevening  my dear, jestem szczęśliwy z twojego maila. Tu ponownie Dawid Caldwell. Pochodzę z ARIZONA UNITED STATE OF AMERICA  i jestem żołnierzem stacjonującym aktualnie na misji w Afganistanie. Widzisz, straciłem moją żonę cztery lata temu w wypadku samolotowym, niech jej dusza spoczywa w pokoju, amen. Ona dała mi syna, który ma teraz 12 lat i uczy się aktualnie Anglii. Skontaktowałam się z tobą ponieważ szukam bratniej duszy, z którą chciałbym spędzić resztę mojego życia. Służę w wojsku od wielu lat i chciałbym pójść na emeryturę w tym roku. My dear, pragnę zacieśnić znajomość z tobą, pozwól mi poznać cię bliżej. Jestem czułym ojcem, a także  romantykiem. Widzisz my dear, dla mnie partnerką jest ktoś, kto stoi u mego boku na zawsze. Zdaję sobie sprawę, że może ty nie pragniesz takiego wielkiego skoku, rozumiem też, że odległość może ograniczać nasz związek, ale tak może myśleć ktoś, kto ma poczucie wartości odmienne od mojego. Pragnąłbym pogłębić naszą przyjaźń i w oczekiwaniu na twą odpowiedź, wysyłam  ci moje fotografie. Mam nadzieję, że ci się spodobają.  Ściskam i całuję, Dawid.



Wpatrując się w jego zdjęcia zatracasz się trochę, nie wiesz co napisać bo wydaje ci się niemożliwe, aby taki przystojny mężczyzna wybrał właśnie ciebe... Kończąc butelkę szampana, stukasz dość nietrzeźwo - Która godzina jest u ciebie? Twój świat jest dla mnie przerażający. –  Idziesz spać i wyzywasz się od banalnaj idiotki, ale zasypiając podejrzewasz, iż właśnie te frazy mogłyby być najbardziej inteligentne w dotychczasowej konwersacji.
Zaniepokojona  jego ciszą, następnego dnia układasz daleki od prawdy lecz sprytny tekst.
- Jestem rozwiedziona, nie mam rodziny i czuję się samotnie. Jestem emigrantką i od kiedy jestem w Itali moje życie się zmieniło. Mam trudności ze znaleźieniem dobrej pracy a także przyjaciół. Czując głęboką nostalgię do mojej ojczyzny, zaczęłam pisać wiersze i malować. - 
Wysyłasz też jeden z twoich obrazów. Przypuszasz, iż podobałaby mu się kwintesencja smaku zwycięstwa. Po godzinie napływa trochę niepokojący list:
Good Day, my angel, jak się masz? Dzięki za twojego pięknego meila, kiedy go czytałem byłem wypełniony  szczęściem.  My dear, nie jestem w stanie przestać o tobie myśleć. Kiedy ubiegłej nocy strzelałem do talibów, byłaś zawsze ze mną. Byłaś w moim sercu. Wczoraj wieczór wysłałem Anioła aby czuwał nad tobą w czasie snu, lecz powrócił natychmiast. Spytałem go, dlaczego nie chce opiekować się tobą? Odpowiedział mi, że anioły nie strzegą innych aniołów. My angel,  mówisz że nie ma pracy w Itali? Życzę dobrego dnia i przesyłam ci tysiące buziaków. Módl się za mnie i moich ludzi, ponieważ tu wszyscy każdego wieczoru proszą Boga, aby trzymał ich przy życiu. Ci chłopcy modlą się, aby móc budzić się każdego poranka i oglądać  nadchodzący świt.
Tender Kisses
David

Tak naprawdę chciałabyś, aby zaintresował się choć trochę twoją sztuką, no ale po całonocnym zabijaniu talibów nie możesz przecież wymagać od człowieka normalnych reakcji. Do tej pory nie zetknęłaś się z nikim, kto zadaje śmierć innym ludziom i napawa cię to lękiem.
Zanim otrząsnęłaś się z  tych mrocznych rozważań, póżnym wieczorem przybywa zniewalające:
Goodevening, my angel, jak ci przeszedł dzień?  Dzisiaj byłem z moimi ludźmi na szkoleniu, zaraz wyjeżdżam na patrol. Potem chciałbym mieć cudowne sny i pamiętam jeden, w którym to noc nie była piękna bez księżyca w pełni  i nieba usianego gwiazdami. Cudownym jest, kiedy idziesz spać i możesz podziwiać niewinność gwiazd i księżyca. Dobranoc. Jezus zapytał mnie, jak bardzo go kocham. Rozłożyłem szeroko ręce i odpowiedziałem „  Tyle”. Spytałem Boga, ile On mnie kocha. On uniósł wysoko ramiona i rzekł ”Jestem gotów umrzeć za ciebie”.
Ty jesteś powodem  mych bezsennych nocy, myślę o tobie i obejmuję mocno moją poduszkę. Nie jestem w stanie  iść spać bez życzenia ci dobrej nocy.  Obyś miała cudowne  sny.
Tender Kisses
David            

Poruszona tymi sakralnymi skojarzeniami, wracasz czule na chat gdzie go poznałaś i...odkrywsz zdjęcie jakiejś zołzy. Do licha, co  się dzieje! Lekko rozczarowana, nie poddajesz się jednak bo czujesz się już zaangażowana i zapraszasz go szybko do rubryki przyjaciół.
Odmawia stanowczo przepraszającym listem i tłumaczy się, iż ten rodzaj czatu jest surowo kontrolowany przez General Commander i może byłoby lepiej przejść na Skype.
- Pewnie -  usprawiedliwiasz go naiwnie – trudno jest pogodzić miłość z militarnym codem.
Medytujesz jednak skonsternowana - co więc robi tutaj  ta podstarzała holenderka? Może trzymają ją tu dlatego , że nie jest wystarczająco atrakcyjna i na dodatek straszy śmiesznym, karnawałowym kostiumem...
Jego następny mail tym razem naprawdę cię zaskakuje. Czytasz go wielokrotnie, oczarowana. Otrzymać taki list jest pragnieniem każdej kobiety, wzbudza nadzieję i usypia wszelkie podejrzenia.
Good Day, my love,  jak się masz? Jak minął twój dzień,  czytam i czytam twojego maila  i jestem bardzo  szczęśliwy. Tak naprawdę to nie wiem co zrobić, aby się zbliżyć bardziej do ciebie my love, masz możliwość rozmawiać ze mną na Skypie? Dziś dostałem wiadomość, że wraz z moimi ludzmi  będę  wysłany nocą  na samobójczą misję do północnej części Afganistanu . Proszę cię bardzo, zechciej  skontaktować się ze mną na Skype, ponieważ misja potrwa 72 godziny.
Gdy wrócę żywy, chciałbym od razu przyjechać do ciebie, potem udać się razem do Angli, aby odebrać naszego syna Johna. Pokochałem cię od razu i nadal cię kocham. Kocham Cię teraz i zawsze tak będzie. Chciałem cię od razu i nadal  cię chcę. Chcę cię teraz i na zawsze. Chciałbym abyś była szczęśliwa,  jak ja jestem teraz. Chcę, żebyś była teraz szczęśliwa i na zawsze. Chcę cię, jak nigdy dotąd nikogo nie chciałem.
Wiem, że cię nie mam , ale mam nadzieję, że pewnego dnia będę mógł ci  powiedzieć, że w moim życiu nie mogłoby  być nikogo lepszego od ciebie. Jesteś moim natchnieniem i ramienem, na którym mogę się wypłakać. Jesteś kimś, kto jest przy mnie zawsze i w każdej sytuacji, dajesz mi wiarę i czuję, że jestem kochany. Nie ma niczego, w czym byś mnie nie uzupełniła. Znaczysz dla mnie wszystko. Miłego dnia my love i oczekuję cię na Skypie.
Tender Kisses
Nie, nie, nie możesz dać się tak otumanić przez jakiegoś żołnierza, który właściwie nie wie jak się nazywasz. Pewnie, oni muszą być kompletnie zdesperowani z samotności, jeśli piszą podobne listy do nieznanej osoby, a może tylko bawią się grupowo i rżą ze śmiechu czytając twoje odpowiedzi.
Postanawiasz być  ostrożna i trzymasz pewien dystans.

Twój ostatni list jest bardzo angażujący, znamy się za mało aby robić plany. Czasami mam wrażenie, że pomyliłeś  osobę.
Nie wiem, czy ci podać adres Skypa, będzie mi bardzo trudno pisać szybko na czacie, ponieważ  nie znam aż tak dobrze angielskiego.
Twój świat jest dla mnie trudny do zrozumienia. Tu panuje pokój, chociaż ludzie toczą tak samo wojny między sobą. Nienawiść jest wszędzie, lecz nie jest  częścią mnie. Czuję lęk w twoich słowach o ciebie i o twoich kolegów, zdaję sobie sprawę, że bronicie  się przed wrogami. Niech Bóg was błogosławi.
Mój przyjacielu, nie jestem aniołem, który zszedł z nieba. Jestem zwykłą kobietą z wieloma  wadami. Nie próbuj mnie idealizować. Może jestem nawet starsza od ciebie o kilka lat.
Oto moje ostatnie zdjęcia.
Wysyłasz oczywiście te najlepsze, ale wydaje się, że wcale go nie obchodzi jaka jesteś, kim jesteś i skąd. A w ogóle te maile wydają ci się zbyt ckliwe jak na takiego twardego faceta i podejrzewasz, że mogą to być Standard Mail, które to skądś kopiuje  i wysyła do wszystkich blondynek wyszukanych w sieci.
Raptem, około północy przybywa alarmujące:
Idę na moją ostatnią misję
Jak się masz dzisiaj? jak ci minął dzień, moja królowo?
Byłem do późna bardzo zajęty z moimi chłopcami, więc nie byłem w stanie pisać. W pewnym momencie dostaliśmy wiadomość,  aby wrócić  i  trochę odpocząć. My love, nie było nam  łatwo w wojennej strefie.
Darling, nasz dowódca generał David Petraeus H dał nam rozkaz, aby iść na samobójczą misję w północnej części Afganistanu. Ta misja zajmie nam 72 godziny, trzy dni. Zaraz potem chcę pójść na emeryturę wojskową.
Darling,  módl się ciągle za mnie, abym wrócił bezpiecznie. Jeśli się nie odezwę  po 72 godzinach, to oznacza, że przeszedłem na tamtą stronę. Opowiedziałem mojemu synowi o Tobie, jak jestem naprawdę szczęśliwy  z twojego poznania i że cię kocham.
Będę odprawiony na tę misję w ciągu czterech godzin. Chcę abyś modliła sią za mnie w listach, pisz mi cały czas dopóki nie wrócę i chcę abyś mi podała twój adres domowy i numer telefonu, bo jak tylko przyrzekną mi emeryturę to przyjadę i chciałbym, abyśmy wreszcie spojrzeli  sobie w oczy. Trzymaj się i wspaniałego dnia, my love. Ściskam cię i całuję,
Tender Kisses
David.
No nie, to po prostu wariaaat!!! Ta cała historia wydaje ci się tak gigantyczną bzdurą, masz ochotę zamknąć komputer i skasować jego adres.
Mimo wszystko pociąga cię ta absurdalna sytuacja, węszysz wielką aferę i decydujesz się wejść w tę grę. Jeśli ktoś zadaje sobie tyle trudu, aby wysilać się na taki  melodramatyczny bełkot, to musi mieć w tym jakiś cel.
Twoja kreatywna wyobraźnia intensywnie pracuje i wczuwasz się  w rolę euforycznej bohaterki jakiegoś kiczowatego filmu o wojnie.  Jak ta narzeczona oczekująca swojego bohatera walczącego na froncie, od samego rana solennie wypisujesz obowiązkowe listy.
- Mój drogi żołnierzu, jestem z ciebie bardzo dumna. Nie obawiaj się niczego, jestem twoim aniołem stróżem i czuwam nad tobą. Nic ci się nie stanie, wrócisz cały i zdrowy do twojego syna Johna. Myślę o tobie i o twoich ludziach. Niech Bóg cię błogosławi
Twój anioł stróż
Pod wieczór, kontynuujesz z namaszczeniem:
- Jak idzie? Wszystko w porządku?
Minęło wiele godzin od mojego ostatniego maila, a ja nadal się modlę za ciebie i twoich towarzyszy. Jestem bardzo zaniepokojona  o was. Patrzę w Internecie na  wiadomości o Afganistanie i Pakistanie i  czytam wszędzie o śmierci. To jest straszne.
Nie obawiaj się, na pewno wrócisz do domu i wkrótce będziesz mógł objąć swoją rodzinę.
Chciałabym cię poznać pewnego dnia  i usłyszeć na żywo opowieści  o twoich  walkach.
Jesteś moim bohaterem
.
Twój anioł stróż.

Szykujesz się do wymyślania trzeciego listu, choć naprawdę to już nie wiesz jakie heroiczne uniesienia mogłabyś dalej wykoncypować, kiedy po 24 godzinach ukazuje się wyzwalające:
Wróciłem, my darling.
Good  morning moje najdroższe  kochanie. Całym  sercem pragnę ci podziękować za wszelkie dobro istniejące w Twoim życiu, Bóg widział twoje starania i przesłał ci z nieba wszelkie moce potrzebne  do przetrwania. Budź się z wdzięcznym sercem i podziel się miłością, która dziś nadeszła. Życzę ci pogodnego dnia. My darling,  kiedy świt wybuchnie oszałamiającym wschodem  słońca, oby Bóg cię  rosił  Swym błogosławieństwem,  miłoścą i prowadził  zawsze właściwą drogą 
Good morning, my angel jak się dzisiaj czujesz? Byłem pewien,  że wszystko będzie w porządku  bo modliłaś  się za mnie. Jak zwykle było dla mnie wielkim szczęściem otrzymać twoje meile, my love jesteś taka słodka, mój aniele,  taka kochająca i czuła. My angel, pomóż mi podziękować  Bogu, że  przyprowadził mnie bezpiecznie do domu, chociaż zostałem zraniony.  Mam kulę w  lewej nodze i teraz idę do kliniki  wojskowej. Chciałbym, my angel po powrocie porozmowiać  z tobą poważnie, chciałbym podzielić się z tobą niezwykle ważną sprawą.  Bóg mi cię  przysłał bo wiedział ile radości i szczęścia przyniesiesz mi w życiu, żyję teraz tylko dla ciebie.

Tender kisses
David
                                                                                                  Daniela Karewicz

continua...