DRZAZGI MOJEGO ŻYCIA

Moje zdjęcie
Una ciocca ormai grigia, una bandana pazza al vento, in testa le meraviglie del mondo, nel cuore l’incanto. Senza valige ne soldi le follie della vita rincorre. Dietro le spalle il nulla, luce all’ orizzonte, intorno l’universo.

8.07.2011

Wojna i szlachetny las

 


Historia ta dotyczy autentycznie zaistniałego faktu...

O smutny lesie
co w niebiosa ranne ręce wznosisz
powiedz przecie
czemu krwawisz
czemu płaczesz
czemu gałęziami tłuczesz.

Załkał las sędziwy
zadrżał gąszczem liści
zaszumiał łzawym gniewem.
 Potężnym grzmotem
wstrząsającym ziemię
baśń tę straszliwą opowie...
 
Pewnego ranka
na jasną polanę srebrem brzóz okoloną
stalą ukuci wrogi przybyli
aby czarny dół w leśnej ziemi wyryć.
Wsypali w niego udręczone kości
dusz wołających o trwogę
... żydzi to byli z innymi jeńcami
przez Niemców posiekani.
 
Pewien człek ludzki
uczciwy i prosty
mogiłę tę musiał przysypać.
Przez hitlerowców
do grzebań zmuszony
nie mógł się temu sprzeciwiać.
W tej masie trupów
przez męki porwanych
ustrzegł dzieciątka żywego
... skręcił się z jękiem
pochylił do ziemi
ból z serca bezsilnie wyrzucał.
 
Ukląkł omdlały
 czapkę do piersi przycisnął
przeżegnał się i zapłakał.
 
Poszczuty psami
podniósł się wolno
wykuty jak z kamienia.
Rzucił łopatę,
 rozkazów zaniechał
 ...niechybną śmierć przywołał.
O dziwie wielki, strzałów nie było!
Wyroku nie wykonano.
 Cudem się to zdarzenie stało,
które opowiem pomału: 
 gdy w głuchym lęku
odwracał się krzyżem,
by los swój na zawsze zostawić
lok jego ciemny uniosły strachem
lękiem się utkał białym.


Dnia następnego
na matkę  przysiągł
nie służyć więcej tym katom.
Dniem w stajniach się skrywał
nocą uciekał,
w me silne ramiona gom przyjął.
Tuliłem go liśćmi
poiłem rosą
żywiłem słodką jagodą.
Pieści mnie teraz
gałązki przycina
orzełki rzeźbi na grobach.

Daniela Karewicz

















 























3.07.2011

WOJNA

Autorem wiersza WOJNA - GUERRA
 opracowanym przeze mnie i przetłumaczonym na język włoski
 jest jest Tomasz Zielonka.
Tekst ten został zaakceptoway przez międzynarodową komisję i brał udział
w spektaklu kulturalnym we Florencji. 

...wraz  z baletem, grałam rolę tej straszliwej wojny.
Podczas inscenizacji wszystkie teksty były tłumaczone dla głuchoniemych.



Nadeszła wściekła
w kutych żelazem buciorach
ciężkim spowita dymem
fetorem śmierci nasączona
by chciwe swe cielsco nasycić
bezustannie
za życiem ugania

przystaje czasem
 znużona
krwią świeżą malowana
głodna i katowana
taka niczyja
żałosna
osierocona

z obliczem bliznami pociętym
milczy podstępnie, by
fanatyczna i nieokiełznana
aroganckim przepychem błyszcząca
zabijać...
w tył głowy strzela
ludzi  żywych grzebie
dzieci bezlitośnie nęka
bagnetem rannych dobija

czasem jednak
i łzę bolesną utoczy
kromkę chleba i wody do ust poda
rany śmiertelne uleczy

dziwna ona, niezrozumiała
zatrważająca
chciana.

Daniela Karewicz i Tomasz Zielonka









FLESZ 1

Opowiadanie zostało oparte częściowo na wydarzeniach autentycznych.


Obłudne ploteczki szemrzą  złośliwie w eleganckim salonie w stylu biedermeier. Ostatni skandal, niestosowny mezalians  popełniony przez wysoko urodzonego szlachcica  ze zwykłą chłopką szokuje arystokratyczny światek głębokiej prowincji.
Od czasu do czasu błyska flesz. Wśród zaproszonych przewija się dziwna postać w czerni fotografując twarze tych, którzy natrętnie ustawiają się przed obiektywem, i tych, którzy nieśmiało ukrywają się w półcieniu.
Pod koniec wybornej kolacji podanej na starych srebrach, goście wznoszą toast na cześć solenizanta.                                 
Obchodzi się urodziny Mariana, młodego szlachcica pochodzącego ze  znamienitej rodziny w Zduńskiej Woli. Kończy 25 lat.
Po chóralnym “na zdrowie”, kryształowe kieliszki roztrzaskują się o lustrzany parkiet.
Impertynenckie dźwięki mandoliny akompaniują melodyjną pieśń. To Marian. Demonstruje ze sztucznym  napuszeniem znane psalmy.  
Szkarłatny szal kontrastuje z jego subtelną urodą - delikatne oblicze, zaczesane do tyłu włosy, melanchonijne szarozielone oczy.                 
Jego wiersze recytowane z przesadnym patosem powodują bicie serc bladych panienek.
Po oklaskach, niezmiernie znudzony bierze jabłko i oddala się niepostrzeżenie.
 


continua...
                                               

FLESZ 2


Wojenne wiatry burzą jego dotychczasowy świat. Gubi się, nie wie co robić, nikt nie wie. Po raz pierwszy przeżywa coś tak odmiennego, tak prawdziwego.
- Muszę coś zdziałać -  wyje zrozpaczony, roztrzaskując o biurko swoją ukochaną mandolinę.
Wstępuje do ruchu młodych rebeliantów gotowych zrobić coś przeciwko wojnie, bardziej dla przygody  niż dla ideału. Niedoświadczeni, ograniczają się do obrzucania kamieniami niemieckich ciężarówek.
   

continua...  

FLESZ 3



-  Nasz świat jest skończony. Musimy się ukrywać - rozpacza matka, całując go w czoło. Jej opuchnięte od łez oczy srebrzą się cierpieniem w naznaczonej bólem twarzy.
 -  Ad majora natus sum, pamiętaj o tym zawsze, synu – poleca ojciec,  obejmując go gorąco w pożegnalnym uścisku.
Przed  rodzinnym dworkiem zajętym przez rząd niemiecki i przetworzonym na siedzibę gestapo Marian żegna rodziców.                




Drżący błysk flesza utrwala ostatni moment rodziny zniszczonej przez pogrom.

continua...


FLESZ 4

- Dzisiaj wszystko u mnie możesz kupić, bo ludzie są teraz na placu.  -  sepleni kulawy żyd za ladą, gładząc brodę woniejącą cebulą i czosnkiem.
- Daj mi więc bochenek chleba, bańkę mleka i jedno jabłko. Masz może jakiegoś papierosa?

- Mam sześć sztuk całych pal-meli. Jak mi zapłacisz długi, są twoje.
- Tak, tak. Płacę wszystko.Rodzice dostarczyli mi trochę pieniędzy
- wykrzykuje radośnie Marian.
- A więc, co tam dzieje się na placu?


Ukryty za drzwiami, podgląda. Wśród osób wyznaczonych do aresztowania słyszy nazwiska niektórych towarzyszy ze  swojej grupy politycznej.
Ogarnięty trwogą wraca do domu. Wyciąga z szafy golf z kaszmiru i ulubiony szal ze szkarłatnego jedwabiu. Drżącymi rękoma owija w starą gazetę ostatnie pamiątki ze swojej odległej, świętej przeszłości i zanosi paczkę swoim przyjaciołom. Znajduje ich ustawionych w szeregu przed murami swojego starego gimnazjum.
Nadjeżdża ciężarówka. Wyskakuje z niej czterech hitlerowców w szarozielonych mundurach,  którzy natychmiast rozstrzeliwują całą grupę. Marian wstrząśnięty osuwa się na kolana.


continua...



FLESZ 5

Bezczelny błysk flesza fotografuje z trzech stron jego zakrwawioną i siną głowę.
Jakiś głos szczeka:

-  sprichst du Deutsch?
-  was kannst du machen?

-  kannst du autofahren?

Marian podnosi oczy i jego wzrok przez moment krzyżuje się ze spojrzeniem gestapowca. Nigdy nie widział takiego koloru! Zimowe niebo, oblodzony staw.


- Ja, ich spreche Deutsch. - odpowiada      

 W blaszanej misce wodzianka i kawałek czarnego chleba. Przydzielony przez kogoś koc i miejsce do spania.
Marian nie zapomni nigdy pierwszej nocy w obozie,  która będzie trwać sześć niekończących się miesięcy naznaczonych głodem i trwogą.
Nie zdaje sobie sprawy gdzie się znajduje i z trudem przypomina sobie koszmar swojego schwytania


continua...

FLESZ 6

- To miejsce będzie zwyczajnym obozem dla więźniów.- Tłumaczy podczas pierwszego apelu o szóstej rano.  
Rozpoczynają rozciągać ogrodzenia z kolczastych drutów, budować kuchnie i magazyny.
Marian często jest przydzielany do kancelarii jako tłumacz i księgowy. Pewnego dnia zauważa na podłodze jakiś dokument. Ryzykując śmiercią bierze z sobą tę kartkę do baraku z której wynika, że po ukończeniu budowy obozu w Auschwitz, świadkowie będą oddaleni.

- A więc znajdujemy się w Auschwitz. Gdzie to jest? – myśli intensywnie - Ach tak, to Oświęcim, niedaleko Krakowa. Tu jest napisane, że nas oddalą, lecz gdzie?   

       
Nigdzie jest napisane, dokąd!

Podejrzewa, że to straszliwe miejsce ukrywa ponury i monstrualny sekret. Do czego mają służyć baraki z długimi i piętrowymi pryczami, po co są te budynki z  wielkimi piecami i wysokimi kominami, a te zbiorowe prysznice  bez dopływu wody?



continua...

FLESZ 7

- Będziemy zlikwidowani wszyscy! szepcze pewnej nocy Józkowi, z którym dzieli pryczę.
- Marian, trzeba stąd uciekać! Pamiętasz miejsce gdzie możesz się ukrywać?-
-  Tak, twoja wieś Krępa. Około 300 km. stąd, w centrum Polski.-
-  My jesteśmy rodziną prostą, bardzo biedną, ale cię przyjmą. Wiesz, jest nas sześcioro. Najmłodsza ma na imię Jasia, najładniejsza panienka z całej okolicy. Pamiętasz mój partyzancki pseudonim?
- Dąb.
-  Ukradłeś lekarstwa dla ruska? Nie jest już w stanie się podnieść, biedaczek. A i węgrzyn się kończy.-
- Tak, zwinąłem coś tam. Trzymaj też jabłko. Dał mi je Hans, ten oficer co zawsze przymyka oko na moje podkradania. Gdyby nie on...-
-  O, jak pachnie to jabłko. W moim sadzie za domem rosło wiele jabłoni.-
lamentuje Józek
- Przypomina mi jabłko z moich ostatnich urodzin. - wzdycha Marian.
Pożerają to jabłko chowając głowy pod koc. Najsmakowitsze, najwspanialsze jabłko jakie jedli w swoim życiu.
Jakiś głos z żydowskim akcentem przerywany gwałtownym kaszlem, błaga.    
- I mnie! Jeden kęs! I mnie! Proszę!
Skórka, nasiona, mizerny i suchy listek przyczepiony do ogonka, wraz z tym ogonkiem zdrewniałym i twardym zostały pieczołowicie podzielone i schrupane. 

FLESZ 8

W ciemności nocy, zduszony jęk roznosi się boleśnie.
Straszliwa burza trzęsie światem.
Błysk ryczącego pioruna oświetla kościste twarze wyzute z nadziei.
Ich barak nasyca się śmiercią. Śmierć jest tuż obok, ukryta w każdym kącie. Kiedy siada na krawędzi czyjejś pryczy, woła się strażników.
W barłogu, owinięte plugawym i obskurnym kocem spoczywa ciało. Towarzysze rzucają ostatnie spojrzenie na to nieruchome i zniekształcone oblicze. Granat zaciśniętych ust, czerń wychudzonych policzków, doły przymkniętych oczu, piszczele rąk i nóg obdartych od robót dłoni, zapadnięty brzuch z żebrami przecinającymi prawie pergaminową skórę. Śmierć mglistą spiralą opuszcza pryczę i swym długim welonem muska myśli obecnych. Snuje się leniwie po ścianach, wciska się we framugi drzwi, osiada na podłodze.
Żałobny orszak kieruje się do głębokiego dołu. Na desce, sine ciało. To Józek.  Jego oczy odzwierciedlają ostatni flesz... pole kwitnące chabrami i czerwienią maków. Tam... będzie zboże, będzie syn, będzie dom.  


continua...

FLESZ 9


Nadchodzi wiosna i Marian jest skierowany wraz z innymi więźniami do pracy w polu, w kamieniołomach, do budowy dróg i kolei.
Upływają miesiące i pewien jasny, sierpniowy ranek zapowiada zmiany.
Prowokujący błękit nieba daje tło wyblakłej zieleni pobliskiego lasku. Złote łany falują w tańcu bez muzyki.
Ponury i cierpiący konwój wlecze się zakurzoną  drogą zarośniętą zwiędłymi krzakami. Marian zna dobrze trasę terroru, zna dobrze przyzwyczajenia nadzorców, którzy po monotonnych miesiącach zmniejszyli czujność i stali się mniej agresywni niż na początku. Czasami  i oni wydają się więźniami.
Szaleńcza idea o ucieczce zawładnęła nim całkowicie od czasu, kiedy wraz z Józkiem ją projektowali.
I może nadszedł moment jej realizacji.
Teraz!

Natychmiast!
Wraz z innymi narzeka na ból brzucha. Dyzenteria jest dość powszechna i kiedy potrzeba, zdejmuje się łańcuchy  z przegubów. Nadzorcy decydują się na chwilę postoju. Tam, gdzie żyto jest bujne i wysokie Marian przykuca i oddala się szybko na kolanach, niknąc w oddali. Nie słyszy żadnego pościgu. Kieruje się instynktem, porusza się jak wilk.  Dociera do potoku i rzuca się w wodę aby stracić swój trop. Obawia się psów. Tam gdzie jest głęboko, płynie. Po godzinach ucieczki, skonany, zbliża się do czyjejś stodoły i stajni, kradnie jakieś szmaty, worki z juty w których wydziera dziury na ręce i głowę                 .
W pewnym momencie słyszy szelest. Spostrzega starą kobietę okrytą kwiecistą chustą. Patrzą sobie długo w oczy.  Bez pośpiechu baba ściąga z nóg wysokie i wielkie kalosze, ograbia stracha na wróble ze spodni  i kasaka - kładzie to wszystko przed Marianem. Zostawia też koszyk z kilkoma jajkami, warzywami i owocami. Odwraca się bez słowa i wspierając się na krzywym kiju oddala się, pozostawiając w redlinach zdeformowane ślady bosych stóp.  
    
                
Marian przykryty liśćmi śpi cały dzień w rowie daleko od zabudowań. Oczekuje nocy.
W oddali słychać strzały i niebo huczące od samolotów.
Kierując się gwiazdami ustala kierunek trasy i oddala się pośpiesznie. Kluczy po poboczach dróg, biegnie wzdłuż szyn czepiając się często powolnych wagonów towarowych.


I tak to zbliża się w końcu do wymarzonej wsi. W pobliskim lesie oczekuje mroku i głęboką nocą puka delikatnie do okienka z tyłu domu.
Jakaś ręka łapie go za kark i wciska w wąskie drzwi piwnicy.
-  Dąb, Dąb! - wrzeszczy histerycznie.

continua...

FLESZ 10

Najpierw robią mu kąpiel. Blaszana wanienka lśni mu złotem a zwykłe szare mydło pachnie fijołkami. Jest pokryty wszami i strupami. Na koniec golą go całego i nacierają dziwnymi maściami. Kawał cudownie pachnącego chleba,  łakoma miska świeżutkiego twarogu, kieliszek mocnej wódki...i budzi się po dwóch dniach.
Oczekuje go dzban wody ze studni, na piecu w różowawej kamionce unosi się zapach barszczu. Raj!




Miejsce jest spokojne, ciche, prawie zapomniane przez Boga. Wojna nie istnieje.
Oczarowany, wychodzi przed dom.
Wzdłuż drogi śpią białe chaty pokryte strzechą. Złote łany  obiecują dorodne żniwa. Sad z gałęziami uginającymi się pod ciężarem jabłek przypomina mu Józefa. Myśl o nim przesłania wyzywający blask słońca.
Wraca do domu i rzuca okiem na duże, ścienne lustro.
Kto to ? Kim jest to widmo!
Długa,  nocna koszula ukrywa potwornie wychudzone ciało.  Z rozpięcia na przodzie sterczą żebra pokryte przezroczystą skórą. Ogolona czaszka, woskowa twarz,  zapadnięte policzki pokryte plamami i oczy... olbrzymie szarozielone oczy płonące gorączką, cierpieniem, trwogą.
Marian obejmuje głowę sinymi od trudów rękoma i obsuwa się wydłuż ściany, kuląc się jak małe, zastraszone zwierzątko.


continua...


FLESZ 11


Pod zieloną jabłonią, niewinny błękit oczu Jasi tonie w namiętnym spojrzeniu Mariana.
- Przyniosłam ci stare gazety. Dali mi je partyzanci, wiesz, ci z grupy Józka.
Przeglądają razem pożółkłe strony i Marian spostrzega,  że Jasia zaledwie umie czytać.
Kierując się wrodzoną intuicją, wskazuje niektóre zdjęcia połamanym i czarnym od pracy w ziemi paznokciem. Marian rozpoznaje w tych fotografiach swoje straszliwe przeżycia z obozu koncentracyjnego.


ontinua...


   

FLESZ 12


W ciemnym kącie pokoju sculona Jasia. U jej piersi przywarte niemowlę. Młoda matka nie jest w stanie rozstać się ze swoim pierworodnym choć minęło już kilka godzin od jego przedwczesnego zgonu. Brak pokarmu i nietolerancja na obce mleko, stwierdziła tego ranka stara położna.
Marian pogrążony w bólu  ssie smoczek malutkiego Bogusia i drżącą nogą kolebie białą i opustoszałą kołyskę.
Do pokoju wkracza raptownie niemiecki oficer. Szuka Jasi przeznaczonej na roboty w niemieckich fabrykach.

Obserwuje długo tę straszliwą scenę. Odwraca się gwałtownie i szybkim krokiem wychodzi bez słowa. Nawei i on nie jest w stanie znieść  ich bólu. Od miesięcy kwateruje w Krępie i z Marianem, który pracuje w koszarach jako magazynier nawiązali razem coś w rodzaju duchowego porozumienia. Dyskutowali czasem na temat filozofii, muzyki i sztuki.

continua...

FLESZ 13

Warkocze koloru zboża przeplatane chabrami i czerwienią maków koronują wyniosłe czoło Jasi.Pod staniczkiem ozdobionym kolorowymi cekinami burzy się śnieżna, batystowa bluzeczka. Biały fartuszek  spływa wzdłuż kwiecistej, spłowiałej spódnicy, zakrywając dziurawe trzewiki.
-  Ad majora natus sum. – wymawia Marian solenną obietnicę.
-  Co to znaczy?- pyta Jasia wznosząc czyste i dumne oczy.
-  Zostaliśmy zrodzeni do wyższych celów - odpowiada Marian, całując ją tkliwie.                                                          
 Obłudne ploteczki szemrzą na wiejskim dziedzińcu. Mezalians popełniony przez  szlachcica Mariana ze zwykłą chłopką Jasią szokuje całą gawiedź.
Od czasu do czasu błyska flesz.


Wśród zaproszonych przewija się dziwna postać w czerni fotografując twarze tych, którzy natrętnie ustawiają się przed obiektywem, i tych, którzy nieśmiało ukrywają się w półcieniu.
Pod koniec skromnego obiadu podanego na malowanych gliniankach, goście wznoszą toast na cześć młodych małżonków. Po chóralnym na zdrowie, szklane kieliszki roztrzaskują się o klepisko.


Przyjemne dźwięki mandoliny akompaniują melodyjną pieśń.
To Marian. Demonstruje z naturalną prostotą znane psalmy.                       
Jego wiersze recytowane z pewną nutą rzewności powodują bicie serca Janiny.
Po gorących owacjach, szczęśliwi biorą jabłko i oddalają się niepostrzeżenie.

continua...

FLESZ 14

          


Ze starego, skórzanego portfela Marian w roku 1944 wycina pierwsze buciki dla ich córeczki Bożenki. Mądra i bogata w mleko koza Baśka towarzyszy jej przy pierwszych kroczkach. 

Koniec.