W ciemności nocy, zduszony jęk roznosi się boleśnie.
Straszliwa burza trzęsie światem.
Błysk ryczącego pioruna oświetla kościste twarze wyzute z nadziei.
Ich barak nasyca się śmiercią. Śmierć jest tuż obok, ukryta w każdym kącie. Kiedy siada na krawędzi czyjejś pryczy, woła się strażników.
W barłogu, owinięte plugawym i obskurnym kocem spoczywa ciało. Towarzysze rzucają ostatnie spojrzenie na to nieruchome i zniekształcone oblicze. Granat zaciśniętych ust, czerń wychudzonych policzków, doły przymkniętych oczu, piszczele rąk i nóg obdartych od robót dłoni, zapadnięty brzuch z żebrami przecinającymi prawie pergaminową skórę. Śmierć mglistą spiralą opuszcza pryczę i swym długim welonem muska myśli obecnych. Snuje się leniwie po ścianach, wciska się we framugi drzwi, osiada na podłodze.
Żałobny orszak kieruje się do głębokiego dołu. Na desce, sine ciało. To Józek. Jego oczy odzwierciedlają ostatni flesz... pole kwitnące chabrami i czerwienią maków. Tam... będzie zboże, będzie syn, będzie dom.
Straszliwa burza trzęsie światem.
Błysk ryczącego pioruna oświetla kościste twarze wyzute z nadziei.
Ich barak nasyca się śmiercią. Śmierć jest tuż obok, ukryta w każdym kącie. Kiedy siada na krawędzi czyjejś pryczy, woła się strażników.
W barłogu, owinięte plugawym i obskurnym kocem spoczywa ciało. Towarzysze rzucają ostatnie spojrzenie na to nieruchome i zniekształcone oblicze. Granat zaciśniętych ust, czerń wychudzonych policzków, doły przymkniętych oczu, piszczele rąk i nóg obdartych od robót dłoni, zapadnięty brzuch z żebrami przecinającymi prawie pergaminową skórę. Śmierć mglistą spiralą opuszcza pryczę i swym długim welonem muska myśli obecnych. Snuje się leniwie po ścianach, wciska się we framugi drzwi, osiada na podłodze.
Żałobny orszak kieruje się do głębokiego dołu. Na desce, sine ciało. To Józek. Jego oczy odzwierciedlają ostatni flesz... pole kwitnące chabrami i czerwienią maków. Tam... będzie zboże, będzie syn, będzie dom.
continua...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz