DRZAZGI MOJEGO ŻYCIA

Moje zdjęcie
Una ciocca ormai grigia, una bandana pazza al vento, in testa le meraviglie del mondo, nel cuore l’incanto. Senza valige ne soldi le follie della vita rincorre. Dietro le spalle il nulla, luce all’ orizzonte, intorno l’universo.

3.07.2011

FLESZ 9


Nadchodzi wiosna i Marian jest skierowany wraz z innymi więźniami do pracy w polu, w kamieniołomach, do budowy dróg i kolei.
Upływają miesiące i pewien jasny, sierpniowy ranek zapowiada zmiany.
Prowokujący błękit nieba daje tło wyblakłej zieleni pobliskiego lasku. Złote łany falują w tańcu bez muzyki.
Ponury i cierpiący konwój wlecze się zakurzoną  drogą zarośniętą zwiędłymi krzakami. Marian zna dobrze trasę terroru, zna dobrze przyzwyczajenia nadzorców, którzy po monotonnych miesiącach zmniejszyli czujność i stali się mniej agresywni niż na początku. Czasami  i oni wydają się więźniami.
Szaleńcza idea o ucieczce zawładnęła nim całkowicie od czasu, kiedy wraz z Józkiem ją projektowali.
I może nadszedł moment jej realizacji.
Teraz!

Natychmiast!
Wraz z innymi narzeka na ból brzucha. Dyzenteria jest dość powszechna i kiedy potrzeba, zdejmuje się łańcuchy  z przegubów. Nadzorcy decydują się na chwilę postoju. Tam, gdzie żyto jest bujne i wysokie Marian przykuca i oddala się szybko na kolanach, niknąc w oddali. Nie słyszy żadnego pościgu. Kieruje się instynktem, porusza się jak wilk.  Dociera do potoku i rzuca się w wodę aby stracić swój trop. Obawia się psów. Tam gdzie jest głęboko, płynie. Po godzinach ucieczki, skonany, zbliża się do czyjejś stodoły i stajni, kradnie jakieś szmaty, worki z juty w których wydziera dziury na ręce i głowę                 .
W pewnym momencie słyszy szelest. Spostrzega starą kobietę okrytą kwiecistą chustą. Patrzą sobie długo w oczy.  Bez pośpiechu baba ściąga z nóg wysokie i wielkie kalosze, ograbia stracha na wróble ze spodni  i kasaka - kładzie to wszystko przed Marianem. Zostawia też koszyk z kilkoma jajkami, warzywami i owocami. Odwraca się bez słowa i wspierając się na krzywym kiju oddala się, pozostawiając w redlinach zdeformowane ślady bosych stóp.  
    
                
Marian przykryty liśćmi śpi cały dzień w rowie daleko od zabudowań. Oczekuje nocy.
W oddali słychać strzały i niebo huczące od samolotów.
Kierując się gwiazdami ustala kierunek trasy i oddala się pośpiesznie. Kluczy po poboczach dróg, biegnie wzdłuż szyn czepiając się często powolnych wagonów towarowych.


I tak to zbliża się w końcu do wymarzonej wsi. W pobliskim lesie oczekuje mroku i głęboką nocą puka delikatnie do okienka z tyłu domu.
Jakaś ręka łapie go za kark i wciska w wąskie drzwi piwnicy.
-  Dąb, Dąb! - wrzeszczy histerycznie.

continua...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz