Oczekuje go dzban wody ze studni, na piecu w różowawej kamionce unosi się zapach barszczu. Raj!
Miejsce jest spokojne, ciche, prawie zapomniane przez Boga. Wojna nie istnieje.
Oczarowany, wychodzi przed dom.
Wzdłuż drogi śpią białe chaty pokryte strzechą. Złote łany obiecują dorodne żniwa. Sad z gałęziami uginającymi się pod ciężarem jabłek przypomina mu Józefa. Myśl o nim przesłania wyzywający blask słońca.
Wraca do domu i rzuca okiem na duże, ścienne lustro.
Kto to ? Kim jest to widmo!
Długa, nocna koszula ukrywa potwornie wychudzone ciało. Z rozpięcia na przodzie sterczą żebra pokryte przezroczystą skórą. Ogolona czaszka, woskowa twarz, zapadnięte policzki pokryte plamami i oczy... olbrzymie szarozielone oczy płonące gorączką, cierpieniem, trwogą.
Marian obejmuje głowę sinymi od trudów rękoma i obsuwa się wydłuż ściany, kuląc się jak małe, zastraszone zwierzątko.
continua...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz